Nie jesteś zalogowany.
Strony 1
Felieton "Animewood"
Zapewne wielu z nas pamięta drugą połowę lat '90 w USA, gdy zaczęło się prawdziwe szaleństwo na punkcie gier komputerowych katalizowane przez pojawienie się playstation, pierwszych prawdziwych PC'tów oraz brawurowe kampanie reklamowe. Hollywood szybko dostrzegło tę kurę znoszącą złote jaja, jakim wtedy był rynek elektronicznej rozrywki i zaczęło w coraz większej liczbie przenosić komputerowe hity na wielkie ekrany, dzisiaj już nikomu nie trzeba tłumaczyć czym był Mortal Kombat, Street Fighter, czy legendarne Mario, wszystkie te produkcje były skierowane do fanów gier komputerowych, którzy mogli zobaczyć swoich ulubionych bohaterów w kinie. Cóż z tego, że większość tych tytułów była kiczowata, fani i tak wychwalali kinowe adaptacje ich gier pod niebiosa, co z tego, że scenariusz filmu Mortal Kombat przypominał scenariusz gry (ta gra właściwie nie miała scenariusza), liczyło się to, że fan tej gry mógł zobaczyć legendarnego Raidenam, czy Scorpiona w prawdziwym wcieleniu.
Niestety, albo na szczęście bum na takie produkcje powoli przemija, ale producenci nie śpią i wydaje się, że wywęszyli kolejny rynek do penetracji, którym są niewinne, słodkie i odziane w absurdalnie krótkie spódniczki uczennice, zazwyczaj szkoły średniej- ikona anime. Rzadko kiedy są one wystarczająco bystre, żeby oprzeć się tłustemu wujowi ze stanów, ale czego można się spodziewać po dziewczynie, której ¾ czaszki zajmują oczodoły, tak metaforycznie można by opisać aktualną sytuację w kraju kwitnącej wiśni, który już niedługo zostanie połknięty przez giganta z zachodniego wybrzeża, mowa o wielkim Billu (bez aluzji do Redmond, chociaż patrząc na anime Blue Dragon aluzja wydaje się być jak najbardziej oczywista), ale czy na pewno?
Czasami zdarza się, zwłaszcza w anime, że prawie każda niewinna uczennica posiada swojego obrońcę, ale grubaśny wujek ze stanów, nęcony zapachem dziewiczego rynku wydaje się nie przejmować takimi detalami, może się to dla niego źle skończyć. Problem wujka Sam'a polega głównie na złożoności świata anime, w którym fani nie będą bezmyślnie połykać każdej przystawki z nazwą ich ukochanej serii, jest to związane ze specyfikacją kultury anime, gdzie prawdziwi otaku, są niczym stróże broniący swoich niewinnych uczennic, każda rzecz spod znaku ulubionej anime nie spełniająca ich oczekiwań, dostaje sie pod ciężki ogień krytyki i zazwyczaj ląduje z podbitym okiem i napisem BAKA!! na czole gdzieś, między wrakami okrętów wojennych w okolicach Okinawy.
Nie da się jednak powiedzieć, że Hollywood nie ma czego szukać w Shinjuku, sięgając do legend współczesnego kina, takich jak Matrix można znaleźć ich korzenie właśnie w Japonii, wspomniany film braci Wachowskich został przecież zainspirowany równie legendarnym anime pod tytułem Ghost in The Shell, gdzie bohaterowie byli poniekąd uwięzieni w cybernetycznym świecie. Wracając do bardziej zwartych powiązań, można by zadać pytanie, do kogo mają być skierowane hollywoodzkie hity na podstawie anime?
Twórcy filmowi mają poważny orzech do zgryzienia, z jednej strony aby "masa" była zdolna pochłonąć ich produkcję muszą oni odpowiednio zamerykanizować dane anime, jednak taki zabieg skutecznie odstraszy fanów tytułu, bardzo dobrze uwidaczniają to plany filmu Neon Genesis Evangelion gdzie Asukę Langley Soryu przemianowano na Kate Rose, na reakcję fanów nie trzeba było długo czekać. Z racji tego wybierane są anime, które dobrze przyjęły się w zmienionej postaci na rynku amerykańskim, przykładem może być seria Transformers, czy Dragon Ball i wydaje się, że to właśnie do takich widzów kierowane będą ich kinowe odpowiedniki, żaden otaku nie byłby w stanie wysłuchać amerykańskiego dubbingu, chociażby jednego odcinka jakiegokolwiek anime.
W końcu podrobienie tak genialnego seiyū jak podkład Kikuko Inoue, czy Romi Paku jest po prostu nierealne i producenci coraz bardziej zaczynają sobie zdawać z tego sprawę, podobnie sytuacja ma się z "kulturą produkcji", ktoś, kto nie jest Japończykiem nie będzie w stanie stworzyć japońskiego klimatu.
Słychać gdzieniegdzie głosy, mówiące, że zacznie się "moda" na hollywoodzkie odpowiedniki anime, faktem jest, że japońskie animacje są niewyczerpalnym źródłem inspiracji dla twórców filmowych na całym świecie i wraz z ekspansją tego gatunku ma szansę zaistnieć nowy rozdział w kartach historii światowej kinematografii. Na pewno będą pojawiać się coraz to nowsze amerykańskie adaptacje znanych anime, myślę jednak, że nie powinniśmy się obawiać kulturowej katastrofy na ekranach kin, mimo postępującej globalizacji, wschodnia i zachodnia kultura wciąż dzieli granica, dużo głębsza niż Północny Pacyfik.
BigBang
Ostatnio edytowany przez BigBang (2007-09-02 21:51:05)
Offline
Coś w tym jest. Całkowicie się zgadzam w kwestii zamerykanizowań anime, jest to zabieg bezsensowny i totalnie nie potrzebny. To tak jak adaptacje gier. Sam jestem wielkim fanem serii Silent Hill i choć film jest ciekawy, to jednak bardzo daleko mu do pierwowzorów... No ale tak już było zawsze, "zwykli" ludkowie będą sie cieszyć z kolejnej komercyjnej produkcji, a prawdziwi fani danego tytułu będą nie zadowoleni. Swoją drogą nie wiedziałem że Wachowscy czerpali pomysł z GITS'a Gdzieś czytałem ze Matrix jest na podstawie jakiejś książki czy coś. No ale nie wyobrażam sobie filmu np. Love Hina i w roli Keitaro np Tom Cruise (troche przesadziłem ale wiadomo o co hasa). No i sam bardzo nie znosze dubbingów, zarówno angielskich jak i polskich... Chyba jedyny udany dubbing jak słyszałem to w polskiej wersji Shinchana:P Bardzo fajny temat!
Offline
Wszystko to fajne, tylko nie rozumiem nigdy dlaczego "amerykańskie wersje" - w tym przypadku amerykańskie wersje anime (rozumiem, że chodzi o wersje live action) miałyby sprowadzić zagładę na kulturę Japonii. Z tego, co ja obserwuję, to Japończycy sami "amerykanizują" część swoich produkcji, żeby wyciągnąć z nich więcej kasy, bo kultura stricte japońska jest dla reszty świata tak obca (kto nie wierzy niech zerknie przykładowo, jakie gry są na szczytach list przebojów w Japonii, w hardcore'owym przypadku niech obejrzy japoński blue movie), że oprócz garstki ludzi nikt jej nie rozumie.
Offline
W ogóle głupotą jest tworzyć jakieś amerykańskie wersje czy to filmów japońskich live(najczęściej horrory) czy anime. Ja w żadnym przypadku bym nie obejrzał czy to w kinie czy w telewizji jakiegoś remake japońskiego filmu czy zamerykanizowanych wersji anime lub mówiąc prościej produkcji zdubbingowanych bez japońskiego głosu. Ale dotyczy to również kina amerykańskiego gdyż dubbing omijam z daleka bez względu czy angielski czy polski.
Ostatnio edytowany przez mahou33 (2007-09-03 08:00:01)
Offline
szczeze filmow japonia robic nieumie( japonska wersja klatwy byla smieszna )
Offline
Ale nie można powiedzieć, że wszystko co amerykańskie jest bee. Amerykanie, zajmują się teraz ekranizacją komiksów/książek/gier bo dane tytuły, mają swoich fanów i mimo, którzy nie zawsze popierają i tak pójdą na to do kina bądź obejrzą na dvd. Osobiście że większość ekranizacji komiksów/gier zrobionych przez amerykanów to crapy które powinno się omijać szerokim łukiem, to zdarzają się perełki, które bardzo dobrze odwzorowują to co widzieliśmy na kartkach papieru lub ekranie monitora (300, Sin City, Silent Hill), a wiadomo, że pomysły na nowe świeże filmy się kiedyś skończą, dlatego producenci coraz częściej sięgają do komiksów i innych rzeczy, bo te mają trochę większy zakres możliwości, a przy dzisiejszej technologii grafiki komputerowej, nie jest problemem, przenieść to na duży ekran. I trzeba mieć tylko nadzieję, że reżyserzy będzie się starał wiernie trzymać pierwowzoru a nie udziwnić swoimi pomysłami jak pewien znany wszystkim graczom reżyser Uwe Boll. Więc to tylko kwestia czasu zanim zaczną się ekranizacje co bardziej znanych serii anime, ale wiadomo, że będą robione pod publikę, więc będą musiały ulec kilku zabiegom, żeby nie tylko fani anime skusili się pójść na to do kina, ale też zwykły człowiek, który być może nie wie, że istnieje coś takiego jak japońska sztuka animacji.
Offline
Albo Tom Cruise w roli Kintarō Oe (Golden Boy) .
Jestem pesymistą, sądze że ameryka wchłonie tak czy inaczej inne ci ciekawsze rynki, wytwórnie i kopalnie pomysłów. Dlaczego? Bo nie mają innego wyjścia. Rodzime żródła dobrych scenariuszy są na wyczerpaniu. Widząc jakie gnioty potrafią wyprodukować z całkiem fajnych produkcji, sądzę że każdy kto będzie wchodził z Hollywood w układy zarobi ale ostateznie zostanie pociągnięty w kierunku dna.[rip]
Co do samych historii mango-komiksowych i anime-kreskówkowych, to uważam że nie powinną się przenosić ich do świata aktorskiego, ponieważ osoby potrafiące w miare sensownie dokonać takiej operacji są w zdecydowanej mniejszości.
W reklamach ANSI znalazłem ciekawy artykulik.
Ostatnio edytowany przez duch_84 (2007-09-03 08:56:22)
Offline
Ameryka nic nie wchłonie i nie wchłonęła. Tylko ludzie się tym interesują czego jest najwięcej w telewizji. Jest prawie wszystko amerykańskie to tym najwięcej się interesuje.
Anime się nie interesują bo tego nie ma w telewizji poza bajkami dla dzieci.
Ja uważam że ramake amerykańskie były gorsze niż oryginalne japońskie wersje takich filmów jak Ring, Klątwa i wiele innych.
Offline
Muszę przyznać racje głosom mówiącym, że Japończycy mają problemy z grą w filmach live, szczerze powiedziawszy oglądając film "Death Note" z ironicznym uśmiechem śledziłem poczynania aktorów, wybitnie nieudolnie udających zawał serca, podczas gdy w realnym życiu człowiek traci w zastraszającym tempie siły, oni rzucali się energicznie, jakby sam diabeł ich biczował. Może to za sprawą zbyt emocjonalnego podejścia do danej roli, nie mogę powiedzieć, że wszyscy Azjaci nie mają teatralnych talentów, jednak pod względem produkcji real-live ustępują zachodowi i długo to sie jeszcze nie zmieni.
Offline
Kinematografia japońska (czy to live action, czy anime) jest dokładnie taka sama, jak kinematografie wszystkich innych krajów, czyli w oceanie śmieci pływają śmieci nadające się do recyclingu, a czasem zdarzy się nawet jakaś perła. Dlatego mówienie, że kino amerykańskie jest beznadziejne a japońskie super w sytuacji, gdy na jeden (z reguły wybrany) film japoński oglądało się 100 filmów amerykańskich jest imo oparte na fałszywych przesłankach. Japonia produkuje gnioty na równie wysokim poziomie, co USA (and guess what - nawet ekranizując mangę - a przecież na tym powinni się znać), za to nie produkuje pereł na równie wysokim poziomie (a jeśli już, to znacznie mniej, z powodów oczywistych). Ja też, jak Beastmaster uważam, że Japończykom współczesne, popularne kino (japońskiego undergroundu nie znam) wychodzi słabo (oni mają jakąś dziwaczną manierę) i już od dawna zżera własny ogon (a Hollywoodowi się zarzuca brak pomysłów...) tłukąc hurtem identyczne (i coraz bardziej idiotyczne) horrory czy filmy akcji, które nie mogą być tylko fajnymi filmami akcji, ale muszą być "głębokie", choćby na siłę. Z tego regionu zdecydowanie bardziej lubię kino koreańskie.
W ogóle głupotą jest tworzyć jakieś amerykańskie wersje czy to filmów japońskich live(najczęściej horrory) czy anime. Ja w żadnym przypadku bym nie obejrzał czy to w kinie czy w telewizji jakiegoś remake japońskiego filmu czy zamerykanizowanych wersji anime lub mówiąc prościej produkcji zdubbingowanych bez japońskiego głosu.
To znaczy, że obejrzałbyś amerykańską wersję japońskiego filmu czy anime (czyli z amerykańskimi aktorami itp), gdyby mówili po japońsku?
Ostatnio edytowany przez Freeman (2007-09-03 11:56:32)
Offline
Ja bym sie bardzo ucieszył jakby amerykanie zrobili np swoją wersje ustawy BR genialna manga a film taki...no...taki se. Gra aktorów niekiedy była bardzo niekompetentna a czasami nawet śmieszna:)
Offline
Oglądałem zarówno filmy tajlandzkie,koreańskie i japońskie live. Ale nie masowo lecz pojedyncze tytuły które były najlepiej oceniane i bardzo mi się spodobały.
W tych filmach jest specyficzny klimat którego amerykanie nigdy nie osiągną bo klimatu japońskiego nie skopiują.
Jak ktoś oglądał Dark Water, One Missed Call to wie że to są jedne z najlepszych horrorów japońskich.
Offline
Oglądałem zarówno filmy tajlandzkie,koreańskie i japońskie live. Ale nie masowo lecz pojedyncze tytuły które były najlepiej oceniane i bardzo mi się spodobały.
No właśnie.
Offline
Strony 1